czwartek, 11 kwietnia 2013

~ 9 ~



Marianna nie miała ani ochoty ani energii, by dzielić jakiekolwiek informacje z tymi obcymi osobami. Sama jeszcze nie rozpracowała wydarzeń dzisiejszego dnia. Wolała o wszystkim porozmawiać z Lidią i nie mogła się doczekać powrotu do pokoju. Miała problem z odróżnieniem rzeczywistości od... no właśnie od czego? W jej głowie panował przerażający mętlik. Ciężko jej było wysilić się na wdzięczność, ale pomyślała, że powinna im choć podziękować za pomoc.

- Dziękuję pani i pani mężowi za opiekę – wymusiła uśmiech. - Chciałabym pójść teraz do swojego pokoju. Moja przyjaciółka na pewno bardzo się o mnie martwi. Poza tym nie jestem pewna, czy udało jej się zdobyć dodatkowy klucz do pokoju. – Marianna zsunęła się lekko z niewygodnego siedzenia i podała Polce pustą szklankę.

- Oczywiście. Cieszę się, że mogliśmy pomóc. – Uśmiechnęła się życzliwie młoda Polka. – Ta pani z recepcji też była bardzo pomocna. Nalegała, aby tutaj panią położyć i już miałyśmy dzwonić po karetkę, kiedy otworzyła pani oczy.

Marianna spojrzała w kierunku recepcjonistki i posłała jej lekki uśmiech. Francesca skinęła głową i odwzajemniła uśmiech, po czym usiadła przy swoim biurku i zaczęła przeglądać stertę dokumentów. Przypadkowa „pacjentka” nie potrzebowała już jej pomocy.

Marianna już miała wyjść, kiedy coś przyszło jej do głowy. Odwróciła się w stronę Polki i zapytała:

- Powiedziała pani, że usłyszała moje nawoływania. Czy pamięta pani, co wołałam?

- Tak, coś w rodzaju: „Podaj mi rękę!” lub „Złap mnie za rękę!” Powtórzyła pani to kilka razy. To dlatego podbiegłam do pani z pomocą, bo zrozumiałam, co pani woła. John niestety nie zna języka polskiego.

- Musiałam majaczyć. Zupełnie tego nie pamiętam – powiedziała bardziej do siebie niż do reszty towarzystwa, Marianna.

- Tak, na pewno. Podobnie tutaj, już w recepcji, wołała pani o pomoc.

- No cóż, jeszcze raz dziękuję. Dobranoc. – Marianna zamknęła za sobą drzwi recepcji i pośpiesznie skierowała się w stronę pokoju 23. Miała nadzieję, że noc przyniesie jej upragniony odpoczynek. Była wycieńczona i nie mogła doczekać się, aż wskoczy do łóżka i zapomni o tym wyjątkowo ciężkim i dziwnym dniu.

I wtedy przypomniała sobie o swoim śnie. O koszmarze, w którym straciła Rubensa i zmuszona była do walki o swoje życie. Tęskniła za nim i zapewne dlatego wyobraźnia płatała jej figle. Najpierw wyobraziła sobie, że jest przy niej, kiedy osłabła na dole, a potem przyśnił jej się napad i śmierć jej ukochanego psa. Postanowiła o tym nie myśleć, wyrzucić z pamięci na zawsze. Wiedziała, że Rubens jest bezpieczny pod opieką dziadka w Polsce. Podeszła do windy i wcisnęła brudny, zżółknięty guzik. Od razu usłyszała odgłos zjeżdżającego z góry dźwigu. Już miała otworzyć drzwi, kiedy usłyszała płacz dziecka dochodzący, z któregoś z pokojów na parterze. Szybkim krokiem powróciła do recepcji. W środku ujrzała tylko Francescę, która wyglądała na całkowicie pochłoniętą stertą dokumentów i broszurek hotelowych. Marianna wybiegła na zewnątrz. Kilka metrów przed nią zobaczyła swoich wybawicieli. Szli wolnym krokiem, trzymali się za ręce i rozmawiali o czymś, spoglądając co chwilę na siebie. Marianna przyglądała im się przez chwilę z zazdrością, po czym pobiegła w ich kierunku.

- Przepraszam! Czy mogę..

Oboje odwrócili się ze zdziwieniem.

- Bardzo przepraszam. Mam tylko jeszcze jedno pytanie. No, a tak w ogóle, to mam na imię Marianna. – Zaśmiała się nerwowo.

- Ola. A to John. – Ola powiedziała z rozbawieniem ponownie przedstawiając Mariannie męża.

- Czy... Wiem, że to zabrzmi trochę dziwnie, ale... czy zanim mnie znaleźliście, czy widzieliście tutaj w pobliżu małego chłopca? Blond włosy... tak około trzech lat?

Ola zamyśliła się.

- Wiesz, nie zwróciliśmy uwagi. – Po czym zapytała Johna w języku angielskim. Po jego reakcji Marianna domyśliła się, że i on sobie nie przypominał. Wpatrywał się w nią ze zniecierpliwieniem. Ola pokręciła głową.

- Chyba nie... Chociaż, trudno mi sobie teraz przypomnieć. Dlaczego pytasz?

- Długa historia. Bardzo długa, skomplikowana historia. – Marianna zażenowana machnęła ręką.

- Marianno, ale tajemnicza z ciebie osoba! – zażartowała Ola. – Mam pomysł – powiedziała sięgając do torebki. - Tutaj jest numer mojej komórki – podała Mariannie wizytówkę. – Zatrzymaliśmy się w hotelu Bristol. Będziemy tam do wtorku, potem wybieramy się do Florencji. Zadzwoń do mnie, umówimy się na kawę, pogadamy. Teraz jest już późno, jesteśmy z Johnem zmęczeni. Ty zapewne jeszcze bardziej? Może jutro mi się coś przypomni, a ty, jeśli będziesz chciała, opowiesz mi tą długą historię. Zgoda? – Ola była w dobrym humorze.

- Hotel Bristol? Nie wiem dlaczego, ale brzmi to jakoś znajomo. – powiedziała zamyślona Marianna.

- Pewnie dlatego, że na świecie jest ich ponad dwieście, a może i więcej? John ma tym punkcie bzika! Gdziekolwiek jedziemy, musimy najpierw sprawdzić, czy w danym miejscu znajduje się hotel Bristol i jeśli tak, to spędzamy tam przynajmniej jedną noc. – Na twarzy Johna pokazało się zainteresowanie. Ola kontynuowała.- Jest jeden w Kopenhadze, jeden w Warszawie, oczywiście jeden lub dwa w Paryżu, kilka w Londynie, jeden chyba w Oslo... W ogóle, w całej Europie jest ich około 50. No, ale jest też jeden gdzieś w Argentynie, w Indiach, a nawet w Libanie, kilka w Nowym Jorku. – Ola zerknęła na Mariannę i wybuchła w śmiech - Och, przepraszam, chyba udzieliło mi się szaleństwo mojego męża! To, co z tą kawą? Zadzwonisz? Oczywiście, zaproś również swoją przyjaciółkę.

- Dlaczego nie? Choć dziwię ci się! – zaśmiała się Marianna. - Na pewno uważasz mnie za kompletną wariatkę. – Ola chciała zaprotestować, ale Marianna nie pozwoliła jej i skierowała palec wskazujący na swoje spodnie od piżamy. – I masz rację! Dobrze zrobi mi rozmowa z normalną osobą. Przyjdę chyba jednak sama. Moja przyjaciółka zna już prawie całą historię, poza tym wcześniej doszło między nami do nieporozumienia. No, ale o tym jutro!

- Świetnie! Dobranoc.

- Dobranoc. – Marianna skinęła głową i skierowała się w stronę hotelu. Szła wolno i niezdecydowanie. Jakiś wewnętrzny głos krzyczał, aby rozglądnęła się wokół siebie, tak na wszelki wypadek ale zignorowała go i przyspieszyła kroku. Ogromne drzwi wejściowe pochłonęły jej szczupłą sylwetkę w otchłań ciemności. Nie zatrzymała się przy recepcji, nawet nie zaczekała na starą skrzypiącą windę. Resztkami sił zmierzyła się ze schodami i pewnym krokiem skierowała w stronę swojego pokoju. Domyśliła się, że Lidia już wróciła, gdyż drzwi nie były zamknięte na klucz. Jej przyjaciółka musiała już spać, bo pokój tonął w ciemnościach. Marianna zdjęła po cichu sandały i z ulgą rzuciła się na łóżko. Leżała tak kilka sekund, chłonąc ciszę, próbując zablokować jakiekolwiek myśli. Chciała, by sen zabrał ją szybko, bezboleśnie i trzymał ją w swoich kojących ramionach do rana, aż obudzi się nowy dzień. Jej pełen pęcherz dopominał się jednak natychmiastowej uwagi. Marianna wstała i bez zapalania światła niezdarnie doczłapała się do drzwi toalety. Nie mogła przez chwilę znaleźć klamki.

- No co jest grane?! Moja osobista spiskowa teoria dziejów. Nie wolno mi się nawet wysikać? – Nie potrafiła ukryć złości i zniecierpliwienia. Nie chciała obudzić Lidii, ale jej granica tolerancji uległa znacznemu obniżeniu się w czasie ostatnich kilku godzin.

Kopnęła drzwi ze złością i już miała to zrobić ponownie, kiedy jej łokieć uderzył o coś wystającego, metalowego, coś co spowodowało, że przez jej ciało przeszedł prąd.

- No tak, mój łokieć znalazł klamkę – powiedziała cicho do siebie, masując lekko obolałe miejsce.

Weszła do łazienki i zapaliła małe światełko nad lustrem. Ledwo rozpoznała swoje odbicie. Jej twarz była blada, pod oczami wygodnie usadowiły się siwe półkola, a jej włosy były w nieładzie. Wyglądała, jakby była chora, jakby uleciało z niej życie. Zmęczona twarz przypominała jej o tym wyjątkowo ciężkim dniu, który za wszelką cenę pragnął trwać, a o którym ona chciała jak najszybciej zapomnieć. Westchnęła i zrezygnowana usiadła na toalecie. Rozglądnęła się wokół siebie. W rogu łazienki, przy okafelkowanej na granatowo wannie, obserwował ją bacznie gruby, włochaty pająk. Marianna odwróciła głowę, wolała nie prowokować już losu; pająki mianowicie nie należały do jej ulubionych osobników. Nagle jej wzrok zatrzymał się na małej, plastikowej półce nad umywalką, na której wcześniej ustawiły kosmetyki. Wszystkie przybory toaletowe, należące do Lidii, zniknęły z łazienki. Na wannie nie było specjalnego szamponu, którego jej przyjaciółka używała do pielęgnacji swoich ognistoczerwonych włosów. Nie było jej szczoteczki do zębów, ogromnej purpurowej kosmetyczki i kolorowych spinek. Natomiast wszystkie rzeczy, należące do Marianny, znajdowały się dokładnie w tych miejscach, w których je zostawiła. Ogarnęła ją złość. Pospiesznie otworzyła drzwi i wbiegła do sypialni. Drżącą ręką odnalazła przycisk i włączyła światło w pokoju, w którym powinna była właśnie spać jej droga przyjaciółka.

Łóżko Lidii było puste i nienaruszone. Marianna podeszła do niego bliżej i odrzuciła kołdrę, zaglądnęła pod poduszki. Nie było tam kolorowej piżamy, która razem kupiły na targowisku przed wylotem. Marianna rozejrzała się po pokoju. Wszystkie rzeczy Lidii zniknęły. Nie było również żadnego listu dla Marianny, typu : “hej słońce, nie martw się o mnie, potrzebowałam spędzić trochę czasu w samotności po naszej kłótni, ale zobaczymy się jutro na porannej kawie, buziaki, Lidia.” Nie było nic. Lidia najzwyczajniej w świecie spakowała swoje rzeczy i bez słowa opuściła pokój, przyjaciółkę, wakacje.

Marianna usiadła na brzegu swojego łóżka, oparła głowę na rękach i zaczęła mamrotać do siebie:

-Jak mogłaś mi to zrobić? Jak śmiesz tak po prostu odejść i zostawić mnie samą, bez pozostawienia jakiejkolwiek wiadomości? Nigdy Ci tego nie wybaczę! Tak nie postępują przyjaciele! Co to za dziecinada?! Ja Ci pokażę, ty egoistko.

Z myśli wybił ją odgłos kościelnego zegara, ale nie była świadoma, którą wybijał godzinę. Trzęsła się ze złości i nie mogła uwierzyć, że Lidia opuściła ją bez wytłumaczenia, bez pożegnania. Przecież wystarczyło o wszystkim pogadać, tak, jak zawsze to robiły. Dlaczego tym razem Lidia zachowała się w tak idiotyczny, egoistyczny sposób? Przyszło jej do głowy, że powodem nagłego zniknięcia Lidii była mapa, o którą wcześniej tak bardzo się pokłóciły. Marianna pomyślała, że Lidia nie chciała czekać do rana na wyjazd w miejsce, w którym według mapy ukryte były skradzione dzieła sztuki.

- Na pewno obawiała się, że będę próbowała jej ten pomysł wyperswadować. Chciała mi udowodnić, że mnie nie potrzebuje. Ale dlaczego zabrała ze sobą wszystkie rzeczy? Dlaczego nie zostawiła mi wiadomości? Co w ciebie wstąpiło, Lidio? - Marianna wyszeptała z żalem. Złość zaczęła powoli mijać, ale uczucie rozczarowania tkwiło w niej jak pestka w brzoskwini. Twarde, solidnie trzymające się reszty, w samym środku jej istoty. Postanowiła położyć się spać i przeanalizować wszystko jutro rano. Czuła się jednak jakoś nieswojo i samotnie w tym nagle pustym i zimnym pokoju hotelowym, z dala od domu i z głową pełną wątpliwości i rozterek. Włączyła telewizor, znalazła stację z muzyką i z powrotem przyłożyła głowę do poduszki.

12 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ich ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę powiedzieć że akcja obiecująco się rozwija, czuję się coraz bardziej wciągnięta!
    czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  3. dzisiaj już 13-sty kwietnia!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gaga, co Ty gadasz?? dzisiaj już 28 kwietnia:P

      Usuń
  4. :)
    jak tylko na dobre wysciubie nos z ksiazek "naukowych" (...nie miala baba klopotu... )
    to zaproponuje Wam kolejny kes :)))
    cmok cmok cmok

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. a właściwie to połowę lipca!

      Usuń
    2. i już grudzień:(((
      napisz, proszę, tak bardzo ciekawa to historia
      :***

      Usuń
  6. Radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia !

    Pozdrawiam
    Tomaszowa

    OdpowiedzUsuń
  7. kochana, już 11 miesięcy czekamy :)
    napisz, plisss :)

    OdpowiedzUsuń