czwartek, 4 kwietnia 2013

~ 8 ~




„MAM NA IMIĘ RUBENS I NALEŻĘ DO MARIANNY ORZECH. NASZ ADRES I TELEFON TO: ULICA PIASTOWSKA 161/12, KRAKÓW TEL. 12 633 5646. PROSZĘ POMÓŻ MI ODNALEŹĆ DROGĘ DO DOMU!” Pies zaszczekał radośnie, jakby na potwierdzenie tej informacji, ale Marianna nie słyszała już ani jego szczekania ani zegara na wieży katedralnej ani żadnego innego dźwięku, ponieważ kilka sekund wcześniej utraciła przytomność.


                                                                            ***



„Przechodzimy teraz do wiadomości z zagranicy. Policja włoska nadal nie natrafiła na ślad złodziei, którzy 10 dni temu włamali się do Galerie Del Carmini w Weronie i ukradli dwa obrazy Lorenzo Vivarini, których wartość szacuje się na 250 milionów euro. Policja podejrzewa, iż dzieła te nie pojawią się na rynku sztuki, ponieważ są one zbyt znane, ale nie wykluczone jest, że w najbliższej przyszłości sprawcy kradzieży zażądają okupu. Za pomoc w odzyskaniu obu obrazów została wyznaczona nagroda w wysokości jednego miliona euro.

W wieku 81 lat zmarł znany amerykański producent filmowy Robert Hunter. Uważany był za... ”


Marianna wyłączyła telewizor i postanowiła zrobić sobie późną kolację. Była godzina 22.40. Siedzenie na sofie rozleniwiło ją, ale nie chciała jeszcze kłaść się spać. Miała ochotę poczytać coś lekkiego i żartobliwego dla poprawienia nastroju. Wiedziała, że sprawa rozwodowa będzie długa i skomplikowana. Hubert tak łatwo się nie poddawał. Dopiero kilka dni temu jej prawnik przesłał mu pozew o rozwód. Nie chciała jednak teraz o tym myśleć; to zawsze psuło jej humor. Zaglądnęła do chlebaka. Zawiedziona odkryła, że pieczywo nie było już świeże. Włożyła dwie kromki do tostera i zaczęła rozmyślać o sprawie skradzionych obrazów. Kiedy kilka dni temu usłyszała o kradzieży, od razu pomyślała, że była to robota na zlecenie.

„Komuś brakowało tych dwóch sztuk do prywatnej kolekcji, wynajął więc profesjonalnych złodziejaszków i po sprawie” – pomyślała smarując tosty grubą warstwą powideł ze śliwek.

Ułożyła je na talerzyku, nalała sobie lampkę wina i usiadła na sofie, nadal rozmyślając. Przed nią, na drewnianej ławie, leżało kilka książek i czasopism, które wcześniej przygotowała na wieczór. Miała do wyboru biografię, dzienniki sławnej podróżniczki oraz lekki romans. Sięgnęła po książkę opisującą wyprawę dookoła świata, zachłannie studiując piękne fotografie z egzotycznych zakątków świata. Marzyła o podróżach, od dziecka pragnęła poznać inne kultury, zobaczyć na własne oczy, jak żyją inni ludzie. Najbardziej fascynowała ją Japonia. 

Z zamyślenia wyrwał ją Rubens, jej ukochany czworonożny towarzysz życia, którego piękne piwne oczy były kilka razy większe od żołądka. Polizał on dłoń Marianny i na chwilę nie spuszczał oczu z jej kolacji. Rubens był prezentem od dziadka, który martwił się o wnuczkę, po jej odejściu od Huberta. Kupił jej psa, mając nadzieję, że przepędzi on z jej życia poczucie samotności i dotrzyma towarzystwa. Wyglądał on jak gigantyczny czarny mop, miał pogodne usposobienie oraz uwielbiał pieszczoty. Marianna pokochała go od pierwszego wejrzenia. Już miała odłamać dla niego kawałek tosta, kiedy usłyszała hałas za oknem. Męskie głosy, przekleństwa, krzyk, szarpanina, odgłos tłuczonego szkła a następnie pukanie do drzwi. Dwóch albo trzech mężczyzn, z pewnością mocno pijanych, stało teraz w jej ogródku z przodu domu. Marianna nie była pewna, czy przekręciła klucz w zamku. Zwykle przed zamknięciem drzwi na noc pozwalała Rubensowi pobiegać w ogrodzie i dopiero potem kładła się spać, ale dzisiejszego wieczoru padał grad i nawet Rubens nie chciał wystawić swojego ciekawskiego nosa za drzwi. Pukanie do drzwi nasiliło się. Marianna nie miała zamiaru otwierać drzwi i postanowiła schować się w sypialni. Nie chciała, by zobaczyli ją przez okno pokoju, w którym przed chwilą siedziała przy zapalonej lampce. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na łóżku. Rubens nie chciał do niej dołączyć. Pobiegł w kierunku drzwi wyjściowych i zaczął ujadać. Marianna miała nadzieję, że szczekanie psa odstraszy ich i obgryzając paznokcie czekała w sypialni.

- Otwieraj! – domagał się właściciel szorstkiego, męskiego głosu.

- Na co czekasz?! Otwieraj drzwi! – ten sam głos i po chwili inny – Z buta, kurwa, z buta!

Marianna zadrżała ze strachu. Rubens nadal szczekał, jak oszalały. Niektóre słowa mężczyzn gubiły się w hałasie, ale nie było wątpliwości, co do ich zamiarów. Zaczęli kopać w drzwi, co wprawiło Rubensa w kompletną histerię.

- Sprawdź, czy to ten dom – odezwał się szorstki głos. Po chwili jeden z mężczyzn złapał za klamkę i sądząc po reakcji psa, Marianna domyśliła się, iż drzwi nie były zamknięte na klucz. Byli w środku. W jej pokoju, w którym przed chwilą planowała zrelaksować się po ciężkim i stresującym dniu. Rubens nie znosił zapachu alkoholu i rzucił się agresywnie na intruzów. Marianna była pewna, że byli uzbrojeni, inaczej nie weszliby do domu, w którym szczekał pies. „Czego chcą? Czego ode mnie chcą?!” – zastanawiała się zrozpaczona. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chciała wyskoczyć przez okno, ale bała się, że nie uda jej się tego zrobić, bez narobienia hałasu i przyciągania uwagi. Rozważała ukrycie się pod łóżkiem. Już miała się pod nie wczołgać, kiedy usłyszała przeraźliwy skowyt. Przeszywający ciało na wskroś odgłos. Ujadanie Rubensa ustało. Zapanowała kompletna cisza. Marianna przełknęła nerwowo ślinę. Stała przy swoim łóżku nie wiedząc, czy powinna się pod nim ukryć, czy też wybiec z pokoju na ratunek Rubensowi. Podeszła wolnym krokiem do drzwi, modląc się w duchu, by żadna z desek w podłodze nie zaskrzypiała, by jakieś przypadkowe drapanie w gardle nie zmusiło ją do kaszlu, by nie zdradził jej własny nerwowy oddech. Przyłożyła ucho do drzwi. Słyszała tylko bicie własnego serca. Trzepotało głośno, jak skrzydła ptaka, próbującego wyrwać się ze śmiercionośnego uścisku drapieżnika. Otworzyła leciutko drzwi. Miała stąd widok na cały pokój. Zobaczyła swoją kraciastą sofę, stół obłożony książkami, kawałki tostów. Po Rubensie nie było śladu. Żadnego z mężczyzn też nie było w pobliżu. Marianna zobaczyła, że jej drzwi wyjściowe były otwarte na oścież. Poczuła chłodne powietrze napływające z zewnątrz. Zadrżała. Bez zastanowienia wyszła z pokoju i postanowiła je jak najszybciej zamknąć na klucz. Podeszła szybko w kierunku sofy i nagle zdecydowała zabrać nóż z kuchni.

„Przezorny, zawsze ubezpieczony” – pomyślała bez przekonania. Skręciła w prawo, w stronę drzwi do kuchni i potykając się o coś poczuła, że traci grunt pod nogami. Opadła ciężko na podłogę, głową uderzając o ogromną rzeźbę buddy, którą jej rodzice przywieźli z podróży. Podniosła się szybko na nogi, ignorując ból głowy i stłuczony łokieć. Spojrzała za siebie i krzyknęła z przerażeniem. Rubens leżał na podłodze nieruchomo, w kałuży krwi. Marianna schyliła się, aby sprawdzić, czy jej ukochany pies jeszcze oddycha. Nagle kątem oka zauważyła wysoką postać. Skoczyła na równe nogi, ponieważ jeden z mężczyzn wyszedł z ukrycia zza drzwi wyjściowych i biegł w jej kierunku. W ręce miał długi nóż kuchenny a na jego twarzy malowało się czyste szaleństwo. Siwe, przetłuszczone włosy sięgały mu do ramion a w jego oczach krył się obłęd. Usta miał otwarte ukazując żółte, krzywe zęby, nie wydał jednak żadnego dźwięku za wyjątkiem lekkiego sapania. Był tuż za Marianną. Wbiegł za nią do jej sypialni, która już nie była schronem, tylko pułapką. Czuła jego obrzydliwy oddech za sobą, jego pot, jego szaleństwo. Czekała na cios.

Mariannę obudził własny krzyk. Otworzyła oczy i rozglądnęła się dookoła. Drżała z zimna i przerażenia. Wokół niej stały trzy nieznajome osoby: dwie młode kobiety i mężczyzna w średnim wieku. Jedna z kobiet miała wpięty identyfikator w klapę swojej eleganckiej czarnej marynarki. Na imię miała Francesca Villani i była recepcjonistką hotelu Rapallo. Marianna z zadowoleniem zauważyła, że nie była to ta sama kobieta, od której popołudniu dostała klucz do swojego pokoju. Ta wyglądała na o wiele sympatyczniejszą kobietę. Marianna przeniosła wzrok na dwie pozostałe osoby. Ich twarze nie wydawały jej się znajome, ale nie ufała teraz ani swojemu instynktowi ani pamięci. Była słaba i zdezorientowana więc ucieszyła się w duchu, że ktoś się nią teraz zaopiekował. Wszyscy wpatrywali się w Mariannę bez słowa. Coś uwierało ją w plecy a po prawej nodze beztrosko spacerowały niewidoczne mrówki.

- Skurcz – wyszeptała a na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Próbowała podnieść się z niewygodnej drewnianej ławy, na której teraz leżała.

- Niech pani jeszcze poleży. Proszę napić się wody. – Jedna z kobiet, która okazała się być Polką, podała jej szklankę z wodą.

Marianna dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo była spragniona. W ustach czuła nieprzyjemny metaliczny smak. Wzięła kilka łyków wody i spojrzała na młodą Polkę.

- Gdzie ja jestem? Co... – Zapomniała o dobrych manierach. Najbardziej zależało jej na tym, by ktoś wytłumaczył, co się z nią stało.

- Jest pani w recepcji, w hotelu Rapallo. Domyślam się, że zatrzymała się pani tutaj na noc? Znaleźliśmy panią na zewnątrz, przy wejściu – skinęła głową w stronę mężczyzny, dając Mariannie do zrozumienia, że miała na myśli siebie i jego. - Musiała pani zemdleć. Jak się pani teraz czuje?

Marianna zaczynała powoli odzyskiwać pamięć. Kłótnia z Lidią, mały samotny chłopiec przy stojaku z rowerami, wymioty, pies... Rubens! „To ostatnia rzecz, jaką pamiętam. Miałam w ręku jego obrożę. Ale to przecież niemożliwe. To nie mogło się wydarzyć. Co się ze mną dzieje?” – myślała gorączkowo. Bała się, że znów straci świadomość. Wypiła kilka łyków wody.

- Czy był przy mnie pies? - zapytała Polkę, starając się ukryć zdenerwowanie.

- Nie, była pani sama. Akurat przechodziliśmy z Johnem, to mój mąż – wskazała dłonią w kierunku mężczyzny - kiedy usłyszeliśmy pani nawoływania. Później straciła pani przytomność, więc natychmiast zabraliśmy panią tutaj. A torebka leży na podłodze. Mam nadzieję, że nic nie zginęło. - Polka powiedziała schylając się po zamszową torebkę.

- Czy są państwo pewni, że nie było w pobliżu psa? Takiego czarnego, kudłatego... - Marianna nie dawała za wygraną. 


- Jestem pewna, że była pani zupełnie sama. Proszę wybaczyć moją ciekawość, ale dlaczego pani pyta o psa?

3 komentarze:

  1. jejku, jak to się świetnie czyta:)
    czekam na dalsze odcinki
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje za kazde odwiedzinki, Viki. Zawladnelo mna powielkanocne lenistwo, ale juz nadrabiam zaleglosci :)

    OdpowiedzUsuń