niedziela, 3 marca 2013

~ 4 ~





Lidia nie chciała jednak czekać. Nalegała usilnie, by usłyszeć wszystkie szczegóły w drodze do hotelu. Marianna miała wrażenie, że Lidia podejrzewała, iż za tym wszystkim krył się mężczyzna. Zawsze życzyła Mariannie wakacyjnego romansu. Odkąd stały się sobie bliskie, czyli od pierwszych klas szkoły podstawowej, Lidia próbowała sterować życiem Marianny. Od lat umawiała ją na randki ze wszystkimi znajomymi a nawet i z nieznajomymi mężczyznami. Marianna posłusznie na nie chodziła wierząc, że któregoś dnia natrafi na swoją drugą połowę, ale większość randek kończyła się fiaskiem. Kandydaci oczekiwali albo niezobowiązującego seksu albo nie byli w stanie zrozumieć jej potrzeb, wrażliwości i skomplikowanej natury. Lidia była jej przeciwieństwem. Zakochiwała się łatwo, była impulsywna i zaborcza. Z każdych wakacji wracała ze złamanym sercem. Marianna przez lata cierpliwie i lojalnie pocieszała przyjaciółkę, dziękując sobie w duchu za to, że ona nie inwestowała swoich uczuć tak łatwo. Po jakimś czasie zrozumiała, że Lidia potrzebowała tych wrażeń w swoim życiu i miała swoje sposoby na pielęgnowanie zranionych uczuć. Częste wyjazdy, twórcze zajęcia, niekończące się imprezy i spontaniczne życie bez pasów bezpieczeństwa były nieodłomną częścią tej rehabilitacji. Lidia kochała życie, jak artysta kocha swoją muzę, miała z nim platoniczny romans i próbowała z uporem zarazić innych swoim pomysłem na ekscytujące życie. Marianna nie zdziwiła się, że Lidia czekała teraz na romantyczną i pikantną historyjkę. Z pewnością czuła dreszczyk emocji na sama myśl o tym, że jej przyjaciółka zaraz wyjawi jej wszystkie niezbędne szczegóły. Zauważyła na twarzy Marianny rumieńce i podekscytowanie, przyspieszony oddech oraz nerwowowość. Podała jej kilka swoich książek, których nie mogła udźwignąć i ponagliła ją do rozpoczęcia sprawozdania.

- Opowiadaj, bo umrę z ciekawości!

Marianna nie wiedziała od czego zacząć. Postanowiła zataić to, że była chora całe popołudnie. Nie miało to nic wspólnego z historią małego chłopca, więc wolała zatrzymać to dla siebie mając nadzieję, że choroba nie powróci. Wspomniała jednak całą resztę, zadowolona z siebie, że tak wszystko dobrze zapamiętała mimo mdłości i bólu. Kiedy skończyła swoją opowieść, stwierdziła, że nadal czuje złość na to, czego była przypadkowym świadkiem. Cieszyła się, że może podzielić się swoimi uczuciami z Lidią. Rozczarowała się jednak reakcją przyjaciółki. Nie było w niej emocji, pasji, które ona, Marianna, odczuwała. Nie było zrozumienia. Co gorsze Lidia wyglądała na znudzoną.

- No, tak... Rzeczywiście, masz rację, to było bardzo nieodpowiedzialne z jej strony. Całe szczęście, że syn ją odnalazł bez problemu, prawda? – zapytała spoglądając na zegarek. - Umieram z głodu, a ty?

Marianna chciała otworzyć usta i wyrzucić z siebie wszystkie te pytania, które zalegały w jej głowie. Oskarżenia. Złość. Ciekawość połączona ze strachem o bezpieczeństwo małego chłopca. Chciała pozbyć się uczucia frustracji, które narastało w niej z powodu swojej bezsilności, jaką odczuwała w obcym kraju. Brak znajomości języka, wcześniejsze złe samopoczucie, zmęczenie, głód oraz brak zrozumienia ze strony przyjaciółki spowodowały, że Marianna wpadła w sidła własnego umysłu. Nie chciała zachowywać się nieracjonalnie i zdawała sobie sprawę, że zapewne trochę wyolbrzymiła cała sprawę. Zabolało ją, że Lidia zdawała się nie rozumieć. Po chwili jednak dotarło do niej, dlaczego tak się stało. Lidia również była wycieńczona i bez wątpienia głodna. Oczekiwała lekkiej opowiastki z udziałem Romeo i dużą ilością romansu. Czegoś seksownego i żartobliwego. Nie chciała słuchać o jej zabawach w detektywa. Nie interesowały ją teraz żadne podejrzenia kierowane w kierunku, zapewne niewinnych, obywateli tego kraju. „Muszę o tym wszystkim chyba zapomnieć” – pomyślała. - „No, może nie zapomnieć, ale przynajmniej odłożyć na czas nieokreślony.”

Uniosła kąciki ust lekko do góry. Mając nadzieję, że grymas ten choć trochę przypominał uśmiech, wykrzyknęła z odrobiną teatralnego aktorstwa.

- Głodna?! Zjadłabym konia z kopytami! Co tam jednego konia, dwa konie. I podwójną porcję frytek.

- Super! Wprawdzie koń nie znajduje się dzisiaj na naszym menu, ale mam w planie ugotować coś równie pysznego. Otworzymy butelkę winka i zrelaksujemy się, bo jutro czeka nas pracowity dzień, moja droga. No, ale to niespodzianka oczywiście! – Lidia mrugnęła okiem i zachichotała z podnieceniem w głosie. Spojrzała na Mariannę, szukając na jej twarzy aprobaty. Znalazła tam jednak coś innego, bo po chwili dodała:

- Marianna, co się dzieje? Martwisz się o tego malucha? Jestem pewna, że jest cały i zdrowy. Za bardzo się troszczysz o innych, a za mało o siebie. – Lidia spoglądała na nią z troską. - Wyglądasz na zmęczoną... To moja wina, wymęczyłam cię tym zwiedzaniem i zakupami. Do tego ten upał...

- Nic mi nie jest, naprawdę. Obie jesteśmy wykończone, ale najważniejsze jest to, że udało nam się wyrwać z domu na dwa tygodnie, nie? – Marianna przyspieszyła kroku. - Wskoczę na chwilę do wanny, zanim siądziemy do kolacji, dobrze?

- Pewno. Musisz się odprężyć, przyjechałaś tu, aby zapomnieć o stresie i zmartwieniach, ale widzę, że ten incydent nadal cię gnębi. Zjemy, wypijemy winko i pogadamy, obiecuję!

Marianna poczuła, jak się czerwieni. Osądziła Lidię niesprawiedliwie. „Ona chce mnie wysłuchać, interesuje się tym, co mam do powiedzenia” – pomyślała i obiecała sobie w duchu, że następnym razem już tak szybko w nią nie zwątpi.

- A ty musisz mi pokazać, co dzisiaj kupiłaś. Ja jeszcze nie wydałam ani centa.

- Znalazłam parę książek, jeśli chcesz to zanudzę cię nimi później? – zaśmiała się Lidia i dodała:

- Chciałabym je w poniedziałek wysłać do Polski, bo znając siebie na pewno jeszcze jakieś dokupię zanim wrócimy. Muszę nad sobą panować, bo inaczej nigdzie się nie ruszymy z moim bagażem! Tutejsze targowiska to prawdziwe jaskinie Aladyna. – Lidia zatrzymała się, by wyrzucić z sandałów uwierający ją kamyk i spojrzała na Mariannę. - Wiesz już, co chciałabyś sobie stąd przywieźć?

- Hmmm… nie mam pojęcia. Na razie nic mi nie wpadło w oko. Chciałabym przywieźć dużo zdjęć i coś oryginalnego dla siebie. Może szkło z Murano? Jakieś drobiazgi dla rodziców i dziadka. Z prezentem dla dziadka będzie najgorzej. – westchnęła - On twierdzi, że niczego nie potrzebuje, bo już wszystko ma. Mamy jeszcze sporo czasu na zakupy, więc na pewno znajdę coś odpowiedniego.

Lidia pokiwała głową w milczeniu. Marianna wiedziała już, że jej przyjaciółka myślami była daleko, daleko stąd. Z jednego świata do drugiego wystarczył jeden malutki krok, mgnienie oka, oddech. Tylko ona posiadała klucz. Lidia miała ogromne serce i bardzo pogodne usposobienie. Często się śmiała, żartowała i zawsze potrafiła znaleźć coś pozytywnego do powiedzenia. Miała wiele zainteresowań, spore grono przyjaciół oraz wielu wielbicieli, którzy tracili głowy i nieraz grunt pod nogami na widok jej ognistych, czerwonych loków i pięknych zielonych oczu. Lidia pracowała w archiwum uniwersytetu krakowskiego. Marianna wierzyła, że była to idealna praca dla jej przyjaciółki, w której Lidia czuła się, jak ryba w wodzie. Odkąd pamiętała jej pasją były książki. Im starsze tym lepsze i wzbudzające większe bicie serca. W niektóre weekendy Lidia udzielała się jako nieopłacona ochotniczka w teatrach przy projektowaniu i szyciu kostiumów scenicznych. W wolnych chwilach uczyła dzieci gry na pianinie. Co roku wybierała się w kilka podróży i zawsze starała się odwiedzić nowy zakątek świata. Z każdego wypadu przywoziła drobne upominki i stosy książek. Jej barwny charakter szedł w parze z jej wyglądem. Lidia zakochana była w kolorowych strojach i jeszcze bardziej kolorowych do nich dodatkach. Nosiła barwną biżuterię, malowała paznokcie na jaskrawe kolory a wokół bioder przewiązywała ręcznie dekorowane chusty. Marianna wiedziała jednak, że oprócz tej uśmiechniętej i beztroskiej Lidii, istniała jeszcze jedna. Zadumana, poważna, niedostępna. Odkąd były małymi dziewczynkami Lidia od czasu do czasu uciekała w inny świat. Marianna już wiele lat temu zaczęła się domyślać, że miało to coś wspólnego z jej rodzicami. Ojciec został aresztowany w dziesiąte urodziny Lidii i dwa lata później powiesił się w więzieniu. Sąsiedzi nie kryli swojego zadowolenia z takiego obrotu spraw i nawet lokalna gazeta nie pozostawiła na nim suchej nitki. Matka również zniknęła z jej życia i Lidia pozostała pod opieką babci, która rzetelnie podjęła się zapewnienia młodej dziewczynie poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Wiele lat później okazało się, że sąd pozbawił matkę praw rodzicielskich. Marianna nie wiedziała dlaczego i nie poruszała tego tematu z przyjaciółką, ale była świadoma zmian w zachowaniu Lidii. Myślała, że kiedyś z tego wyrośnie, ale tak się nie stało i obecnie było ciekawym dodatkiem do osobowości przyjaciółki. Absencje nie trwały długo, czasem były ledwo zauważalne, szczególnie dla obcych ludzi. Lidia potrafiła szybko otrząsnąć z siebie tę drugą osobowość i powrócić do rzeczywistości. Może dlatego nie wszyscy wiedzieli o jej istnieniu. Marianna przyjaźniła się z Lidią od trzeciej klasy szkoły podstawowej. Poznały się, kiedy obie miały po 8 lat na lekcjach pływania. Mieszkały niedaleko siebie, chodziły do tej samej szkoły. Nigdy jednak nie uczęszczały do tej samej klasy. Często zastanawiały się dlaczego tak się działo, że ich drogi się rozmijały? Tak bardzo chciały siedzieć w jednej ławce. Po podstawówce wybrały to samo liceum o profilu humanistycznym a po maturze dostały się na ten sam uniwersytet w Krakowie, ale wybrały inne kierunki. Lidia studiowała historię sztuki a Marianna prawo. Po zajęciach spędzały większość czasu razem. Zwierzały się sobie z najskrytszych sekretów, dzieliły się marzeniami, wspierały się i szły razem przez życie. Dwadzieścia parę lat od zawarcia znajomości Marianna szła teraz w milczeniu obok zamyślonej Lidii. Okładki ciężkich książek wbijały jej się w ramię. Po chwili ujrzała przed sobą budynek, w którym między innymi znajdował się ich hotel Rapallo. Lidia wyrwała się już z zamyślenia, bo jej twarz rozświetlił uśmiech na widok ich tymczasowego dachu nad głową.
- O, już jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że znajdziemy korkociąg.
- I że jest ciepła woda na kąpiel – dodała Marianna.

2 komentarze:

  1. wciągająca lektura :)
    czekam na ciąg dalszy!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekuje Ci bardzo, Viki :))))
      postaram sie, zebys nie musiala dlugo czekac, pozdrowionka!!!

      Usuń