środa, 27 lutego 2013

~ 1 ~



            

Ostry zapach, unoszący się w publicznej toalecie w centrum Padwy, wzmocnił jej mdłości. Miejsce wyglądało na bardzo czyste, więc podejrzewała, że to środki dezynfekcyjne przyczyniły się do jej złego samopoczucia. Z pewnością nie pomagało to, że była pełnia lata. Lipiec rozpieszczał Włochów, jak co roku. Chełbił się swoimi lśniącymi szatami i szczodrością. Dochodziła właśnie godzina trzecia po południu. Tłumy turystów przelewały się ulicami, jak fale oceanu.

Marianna ze zniecierpliwieniem czekała, aż jedna z toalet się zwolni. Czuła, jak na jej czole małe kropelki potu organizowały się w większe krople po to, aby jak najszybciej spłynąć po zaczerwienionych policzkach, a następnie na kolorowy t-shirt. W ustach poczuła słodkawy smak, więc nerwowo przełknęła ślinę. Wpatrywała się w niewidoczny punkt przed sobą, próbując zapomnieć o potrzebie wymiotowania.

Przy umywalkach stała grupka Azjatek. Śmiały się z czegoś beztrosko, ciesząc się własnym towarzystwem w to piękne sobotnie popołudnie. Obładowane były niezliczoną ilością firmowych reklamówek z zakupami. Z każdej opalonej szyi zwisał imponujący aparat fotograficzny. Marianna zapragnęła w tej chwili stać się jedną z nich. Wiele by oddała w zamian za doskonałe samopoczucie.

Do jej uszu dotarł odgłos spłukiwanej wody w toalecie. Grupa dziewcząt zareagowała z entuzjazmem. Po chwili ich towarzyszka wyszła z ubikacji i dołączyła do reszty.

- Sorry! – wykrzyknęła jedna z nich. Marianna poczuła obcas wbijający się w jej stopę.

- Nie szkodzi – odpowiedziała po polsku Marianna. Próbowała ukryć ból.

Azjatki zaświergotały niczym ptaki i śpiesznie opuściły toalety. Świat wyczekiwał ich powrotu, sklepy kusiły wystawami a słońce oferowało złocistą opaleniznę.

Marianna z ulgą ukryła się za drzwiami ubikacji. Zasuwka nie pozwalała się do końca zasunąć. Nawet przedmioty martwe zrobiły się leniwe. Wakacyjne lenistwo przybierało cechy choroby zakaźnej.

- Co za dzień! – westchnęła do siebie i nerwowo szarpnęła uparty kawałek metalu, który mimo włożonej siły nie poddawał się jej drżącym palcom.

- Uspokój się. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jest dobrze. – szeptała do siebie nieprzekonywująco.

Starała się zapanować nad swoim oddechem. Nie za wolno i nie za szybko. Skoncentrowała się na tej czynności przez chwilę. Przyniosło jej to wyraźną ulgę. Powiesiła torebkę na haczyku na drzwiach, które nadal były otwarte. W końcu udało jej się wygrać walkę z mocno zardzewiałą zasuwką. Marianna usiadła na desce klozetowej. Nogi drżały jej lekko i zdawały się być zrobione z waty. Wprawdzie mdłości zaczęły powoli ustępować, ale poczuła uciążliwy ból w ramieniu, który nasilał się z sekundy na sekundę. Próbowała rozmasować bolące miejsce, ale im więcej masowała, tym bardziej odczuwała ból. Dochodził on jakby ze środka, ale nie była pewna, skąd dokładnie i z jakiej przyczyny. Ramię pulsowało, jak oszalałe.

- Co mi jest, do cholery!? – Marianna była bliska łez. - Robię sobie pierwsze od wieków wakacje; zasłużone, wymarzone wakacje... Nie po to przyjechałam do tego cudownego kraju, by teraz marnować czas w ubikacjach. Muszę się wziąć w garść. Lidia nie może się dowiedzieć. – Mówienie do siebie pomagało odciągnąć uwagę od niepokojących myśli, które od czasu do czasu bombardowały jej zmęczoną głowę.

Od dawna nie czuła się tak chora, jak w ciągu ostatnich dwóch dni. Wczoraj wieczorem wylądowały na lotnisku Marco Polo w Wenecji. To wtedy poczuła pierwsze mdłości, ale winę zwaliła na podekscytowanie, na intensywność wrażeń. Nie miała czasu na użalanie się nad sobą. Z lotniska od razu wskoczyły do pociągu i przyjechały tutaj. Padwa była ich pierwszym celem a Wenecję planowały zwiedzić na samym końcu. Lidia, jako doświadczona podróżniczka i częsta bywalczyni Włoch zorganizowała całą podróż jako prezent dla Marianny. Wyjazd ten miał symbolizować początek nowego życia, rehabilitację zarówno serca jak i duszy. Marianna nie chciała rozczarować przyjaciółki i skrzętnie ukrywała swoje złe samopoczucie. Wprawdzie minęła już połowa ich pierwszego dnia urlopu, ale jeszcze nie zdążyły zjeść porządnego posiłku. Rano były zbyt podekscytowane, żeby myśleć o jedzeniu. Wypiły poranną kawę w hotelowej restauracji i z dreszczykiem emocji przystąpiły do zwiedzania Padwy. Obie interesowały się sztuką, więc nie trudno im było zaplanować pierwszy dzień. Pomiędzy wizytą w jednej galerii a drugiej, chrupały orzeszki, jadły owoce oraz piły dużo wody gazowanej. Być może, że zatruła się czymś jeszcze w Polsce i dopiero teraz odczuwa dolegliwości?

Próbowała zmusić żołądek do wyrzucenia z siebie resztek niestrawionego jedzenia, ale jej próby nie przyniosły pożądanego rezultatu. Zamknęła oczy i poczuła jakby siedziała na karuzeli. Pomieszczenie zaczęło wirować, podrażniając zmysły, odbierając równowagę. Najpierw wolno, następnie coraz szybciej i znów wolno. Natychmiastowo ogarnęło ją uczucie bezbronności i bezsilności. Do oczu napłynęły łzy. Wiedziała jednak, że musi wziąć się w garść. Nabrała tyle powietrza do płuc, ile mogła i po chwili pozwoliła mu powoli opuścić swoje ciało, prosząc w duchu, by z nim odeszły wszystkie demony, które zawzięcie próbowała zwalczyć.

Marianna pogrzebała w swojej niewielkiej torebce w poszukiwaniu lusterka. Małe zwierciadełko w błękitnej oprawce wypuściło zajączka na ścianę toalety, aby po chwili spojrzeć właścicielce w zmęczone oczy. Ręka Marianny zagłębiła się w torebce i rozpoznała kształt szminki, długopisu oraz monety. Znalazła także kilka chusteczek higienicznych oraz grzebień. Włosy kleiły jej się do twarzy, gęsto oplatały szyję, jakby chciały zapamiętać jej kształt. Powoli wyszła z toalety i skierowała się w kierunku dużego lustra nad umywalkami. Z grupy kobiet, czekających w kolejce, nadchodziły już odgłosy zniecierpliwienia. Marianna czuła na sobie ich wzrok, kiedy schyliła się nad umywalką. Zdawała sobie świadomość, że wygląda, jakby właśnie stoczyła walkę z jakimś wodnym potworem. Tymczasem jej walka trwała nadal. Czuła, że wygrała jedną niewielką bitwę, ale doskonale wiedziała, iż czekało ją jeszcze dużo pracy. Jej największym wrogiem nie był zielonooki potwór, ale jej własne ciało. Opłukała twarz zimną wodą, uczesała włosy i upięła je do góry małym ozdobnym grzebieniem z wizerunkiem słonia. Wychodząc z toalet pomyślała, że będzie jej potrzeba więcej niż małego słonika na szczęście, żeby przetrwać ten dzień.

8 komentarzy:

  1. Zaczyna się ciekawie :)

    A jeśli chodzi o to zdjęcie - serduszka to światła latarni zmienione w serduszka przez nakładkę na obiektyw. :)

    I wyłącz proszę weryfikację obrazkową :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje :)
      Fajne te nakladki, nawet nie wiedzialam, ze istnieja takie cudenka!
      Obrazki wylaczone :)
      Pozdrowionka!
      MB

      Usuń
  2. Pisz, jak najwięcej, będę niecierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje slicznie :) Dodalam nastepny fragmencik - zapraszam!

      Usuń
  3. Ty piszesz książke? Taką, swoja własna????
    Miałam takie marzenie, myśl, aby założyć blog i pisać w nim- pawde.
    Duzo liter, słów, ale anonimowo.
    Jak sie ogarne poczytam Cię z ciekawością. Pzdr i dziękuje za wizyte u mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Hannah, wlasna :) pisalam do szuflady, ale pomyslalam, ze upublicznie czesc moich wypocin, a co mi tam? ;)))) Pisz, pisz jak najczesciej! Dziekuje za odwiedzinki :)))

      Usuń
  4. Taż zawsze chciałam napisać książkę...Tak właśnie każdy w sobie nosi przynajmniej jedną ;)
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mysle, ze kazdy z nas ma wiele do powiedzenia/napisania... szkoda tylko, ze na wszystko tak malo czasu jest :))) mam nadzieje, ze uda Ci sie zabrac do pisania i zrealizowac to marzenie! serdecznie pozdrawiam i dziekuje za odwiedzinki :)

      Usuń